| Печать |
Пляжный отдых
лучшие аудио книги

8092Общественное объединение «Polska Jdność» города Нур-Султан под патронатом Посольства Республики Польша в Казахстане и при поддержке кафедры теоретической и прикладной лингвистики Евразийского национального университета им Л.Н. Гумилева провело третий Республиканский творчески конкурс, посвященный 82-ой годовщине депортации поляков в Казахстан и 100-летию Возрождения Независимости Польши.  В этом конкурсе приняли участие учащиеся взрослой группы по изучению польского языка Школы национального возрождения под руководством учителя    Марии Дронг   участники Полонии города Павлодара Джулий Дарья и Проненко Лариса.
Мы представляем литературную работу на польском языке Джулий Дарьи- участницы Павлодарской Полонии.

"Ulica, która nosi imię..."

"Moi drodzy, gdybyście wiedzieli, jacy jesteście bogaci! Gdybyście wiedzieli, jakie macie szczęście w życiu, a gdybyście wiedzieli, jak marnujecie życie! Zawsze jest tak - doceniamy dopiero, gdy stracimy. A gdybyście wiedzieli, jak bolesne jest myśleć, że kiedyś będziecie musieli później żałować ...” Ten kawałek tekstu  ze słynnego listu wielkiego pracownika teatru, Jewgienija Wachtangowa, skierowanego do jego uczniów, w którym przypomina im, jak cenny jest czas, że nie warto go marnować, ale raczej poświęcać go swoim pasjom, i doceniać każdą chwilę życia, pojawił się w mojej pamięci, kiedy usiadłem, aby napisać małą opowieść o Meczysławie Wawrowskim. Wachtangów napisał te słowa pod koniec swojego życia - za 90 lat. Myślę, że takie słowa mógł również adresować do dzisiejszej młodzieży bohater mojej opowieści, gdyby w wieku 44 lat nie został rozstrzelany ... Na tej ziemi, oczywiście, nie można znaleźć osoby, która nie doświadczyłaby cierpienia, bólu i nie poniosła strat w swoim życiu. Usłyszałam historię życia tego człowieka od przyjaciółki mojej matki, Marii Wawrowskiej (Dobrogorskiej).  Uderzyło mnie, że przez całe jej życie dokładnie pamięta, co stało się z ich rodziną 80 lat temu. Dobrze pamięta ojca, chociaż w tym czasie miała zaledwie sześć lat. A wtedy czasy były bardzo trudne...
Meczysław Wawrowski wraz z rodziną i innymi Polakami został zabrany ze wsi Beletsk obwodu winnickiego, do Kazachstanu. To była jesień 1936 roku. Jak błyskawica z nieba otrzymano rozkaz: zebrać się w 3 dni i dotrzeć na stację. Jak to było bolesne opuścić własny dom, rodzinną krainę, w której spędził dzieciństwo, gdzie poznał swoją ukochaną Johannę. "Batkowszczyna"  - tak nazywali miejsce, w którym się urodzili. Ojciec Iwan podzielił tę ziemię między trzech synów. Tu Mieczysław zbudował solidny dom. W ich posiadłości znajdowały się dwa ogrody oraz staw. I oczywiście mieli mnóstwo żywych stworzeń. Jednym słowem - dobre gospodarowanie! Nie można inaczej, ponieważ musisz wychowywać dzieci. W tym czasie było ich pięciu. Najstarsza córka miała 13 lat, a najmłodsza - półtora roku. W tym czasie Johanna była w ciąży. Czekała na Iwana – szóste dziecko.... Zostawili wszystko. Wzięli ze sobą tylko dokumenty i ciepłe ubrania. Ludzie zostali załadowani do wagonów towarowych. Jechali w ciągu dziesięciu dni. Wielu z nich po prostu nie mogło znieść ciężkiej drogi i umarło. Mechisławowi udało się utrzymać całą rodzinę. Nikt nie zginął. W sumie w tym czasie do Kazachstanu przyjechało 10 pociągów z Niemcami i Polakami. Ludzie zostali wysadzeni na stacji Taiyanchi. Położyli rzeczy pod specjalne nawisy-chaty, które zostały natychmiast wzniesione, a potem na koniach zaczęły je nosić do wiosek i aul. Rodzina Wawrowskich przybyła do wioski "Zielony Gaj", która posiadała 2 studnie, mały szpital, szkołę oraz przedszkole. Nowo przywiezionych ludzi rozprowadzano w ziemiankach do już mieszkających tu wieśniaków, po 2-3 rodziny. Następnego dnia rozkazali wszystkim kopać ziemianki dla swoich rodzin. To była późna jesień. Padało. Wykopane ziemianki nie mogły wyschnąć. Z góry padała glina. W środku nie było łóżek, więc spali na podłodze, na słomie. W takich warunkach wiele osób zachorowało i zmarło. Ten los spotkał młodszego syna Wawrowskich - Stiopę.
Mieczysław został przydzielony do budowy kołchozu, któremu nadano nazwę "Gwasda Komuny".  Został wybrany jednogłośnie przez rząd wioski. Warunki były trudne. Nie było materiałów budowlanych, żadnego transportu. W tym czasie wszyscy byli pędzeni na konie, a jednak to nie wystarczało. Z czasem Meczysław Iwanowicz poznał Kazachów z sąsiedniej Auli Zhargain, a także Rosjan z Państwowego Gospodarstwa Kirowskiego, którzy zaczęli mu pomagać w koniach i materiałach budowlanych. Kolektywne gospodarstwo (kołchoz) znajdowało się dwadzieścia kilometrów od ich wioski. Wszyscy deportowani "byli pod komendaturą". Bez pozwolenia nie można było nawet wyjść poza wioskę ...  Ludzie ufali swojemu przewodniczącemu. Spodobał im się – postawny Polak, z wojskowym stanowiskiem, z wyższym wykształceniem, i oprócz tego muzyk! Był w stanie przekonywać ludzi i rządzić. Ludzie odwoływali się do niego w różnych sprawach. Pomagał wszystkim, jak tylko mógł. Mieczysław  i jego rodzina żyli w ten sposób przez rok i, jak się wydawało, najgorsze już minęło. Ale pewnej nocy, 25 listopada 1937 r.,podczas  kiedy wszyscy już spali, ktoś zapukał do drzwi natarczywie. To była "trojka NKWD". Weszli i zaczęli szukać schronu. Ale niczego nie znalazłszy, powiedzieli Meczysławowi, aby się ubrał i podążał za nimi. Załóżył coś na siebie, ale jeden z nich - Niemiec, który nazywał się Schultz, powiedział: "Meczysławie Iwanowiczu, ubierz się ciepło ..." Wyjechali. Mieczysław nawet nie przytulil ani nie pocałował żony i dzieci. Myślał, że niedługo wróci, ponieważ był pewien swej niewinności. Ale okazało się, że widział je po raz ostatni. A w domu czekali na jego powrót. Czekali godzinę, drugą, trzecią ... Kiedy Johanna usłyszała odgłos silnika przejeżdżającego samochodu, powiedziała swojej najstarszej córce: "Córeczko, ubierz się, idź do biura i dowiedz się, dlaczego nie ma ojca? Niespokojne jest serce moje... ". Więc kiedy Romoalda (tak miała na imię jej córka. Zresztą Meczysła sam wybierał imiona dla swoich dzieci. Romoalda urodziła się w 1923 r., Germanogilda - w 1927 r., Maria - w 1931 r., Edward - w 1932 r., i Stepan - w 1934 r. Anton urodził się już bez ojca, 17 stycznia 1938 r.) przyszedła do biura, to spotkała tam tylko sprzątaczkę.
Zapytała ją: -"Przyszłaś do kogo, córko"?
-"Szukam tatusia" - odpowiedziała dziewczynka.
"Idź do domu. Nikogo tu nie ma. Wszyscy zostali załadowani do samochodu i zabrani do Thaianshi. " Wróciła do domu i opowiedziała matce wszystko, co usłyszała. Wtedy przytuliły się do siebie i płakali głośno. Pozostałe dzieci też się obudziły, przytuliły się do matki i starszej siostry, i razem płakały. Tak więc, siedząc obok siebie, płakały do rana. Od tego czasu nie widziały już ojca. Kiedy Johanna dowiedziała się, że jej mąż został zabrany do Petropawłowskiego więzienia, pojechała tam, by zapytać, kiedy zostanie zwolniony. Nie było im pozwolono się zobaczyć, natomiast pozwolono otrzymać od niego notatkę. Napisał: "Johanno, zaopiekuj się sobą i dziećmi. Bardzo cię kocham i tęsknię za tobą. Niedługo wrócę ... Jakiś czas później przyszedł do niej mężczyzna, który rzekomo był w celi z jej mężem i powiedział, że Mechysław Iwanowicz był często wzywany do przesłuchania, a po powrotach, wyczerpany i zmęczony, dziwił się: "Co oni chcą sfabrykować? "I po kolejnym przesłuchaniu już nie wrócił do kamery ...
Wiele lat po zakończeniu wojny, na prośbę jego żony, wydano rodzinie dokument stwierdzający, że Meczysław Iwanowicz Wawrowski, urodzony w 1893 r., został rozstrzelany 9 grudnia 1937 r. w Pietropawłowskim więzieniu. Gdzie jest pochowany? Nie wiadomo. Świadkowie mówili, że ciała rozsztrzelanych zostawały pakowane w worki i chowane w zapadlinie, wykopanej na brzegu Ishimu. Na wiosnę jednak, gdy nastąpiła powódź, wszystkie worki się wynurzyły. Miejscowi więźniowie byli zmuszeni je łapać i zbierać, aby pochować gdzie indziej. Gdzie akurat? Nie wiadomo ...
Razem z mieszkańcami kołchozu przeżyli wojnę. Przyjaciele, zarówno Kazachowie, jak i Rosjanie, pomagali rodzinie pierwszego prezesa przeżyć smutek. Przyjaciel z sąsiedniej auli, o nazwisku Slyumenev (z jakiegoś powodu, to nazwisko zostało w pamięci Maryi), przynosił trzciny i słomę, by ogrzewać ziemiankę.
W czasie wojny przywieziono innych Polaków, a także Czeczenów i Niemców. Ale ci ludzie "nie znaleźli się pod komendaturą". Po wojnie prawie wszyscy wrócili do swojej ojczyzny. Ale reszta pozostała pod nadzorem komendatury, do 1956 r. Wcześniej nie mogli nigdzie wyjeżdżać. I dopiero po zwolnieniu z superwizji młodzi ludzie otrzymali możliwość studiowania gdzie indziej.
Zgodnie z prośbą jej ukochanego Mieczysława, Johanna zaopiekowała się dziećmi. Nigdy nie wróciły do „batkowszczyny”. Zresztą nie pozostało im nic. Wojna wszystko zniszczyła ... Zostały na ziemi kazachskiej. W tej nowej ojczyźnie znalazły swoje rodziny. Mieszkańcy wsi Zielony Gaj wciąż pamiętają swojego pierwszego przewodniczącego, bo w roku 60 rocznicy deportacji Polaków do Kazachstanu jedna z centralnych ulic wsi została nazwana imieniem Meczysława Wawrowskiego. W muzeum znajduje się jego portret oraz dokumenty dotyczące jego rehabilitacji, które zostały tam przeniesione przez jego córkę Marię. Na pierwszej stronie kroniki Zielonego Gaju jest napisane nazwisko jego pierwszego przewodniczącego, Meczysława Iwanowicza Wawrowskiego, Polaka urodzonego na Ukrainie w 1893 roku i zmarłego w Kazachstanie w 1937 roku.
Sądzę, że byłoby uczciwie, gdyby w 2018 roku, z okazji jubileuszu 20- lecia stolicy Astany Republiki Kazachstanu oraz Stulecia Niepodległości Rzeczypospolitej, na ulicy Meczysława Iwanowicza Wawrowskiego, w wiosce Zielony Gaj, założono tablicę pamiątkową, z tymi słowami: "Ta ulica nosi imię pierwszego przewodniczącego kołchozu "Gwasda Komuny" - Polaka, który został represjonowany w 1936 r., rozstrzelany w 1937 r., a zrehabilitowany w 1960 r. "
Myślę również, że te słowa będą miały znaczenie tutaj:
"A życie, to jest ten sam skarb, którego szukamy niestrudzenie.
A w końcu każdy oddech, każda chwila i każde spojrzenie jest tak
zachwycająco wyjątkowe ... "

Фото

8092

Фото

8093

Фото

8094

Фото

8095

советы туристам
Деньги и инвестиции